gaming,  Opinie

Klawiatura Bloody B810R – pisanie znowu jest przyjemne

Już od dawna chciałem sobie sprawić jakąś bardziej gamingową klawiaturę. Ale widząc mnogość modeli i setkę konfiguracji zwyczajnie mówiąc zgłupiałem. Ale wiecie, co? Czasami trzeba po prostu sobie zaufać i sprawdzić coś osobiście. Przez ostatnie tygodnie testowałem trzy klawiatury i powiem Wam jedno. Od pierwszego podłączenia i zapisu pierwszego zdania wiedziałem, która to będzie TA klawiatura. To po prostu miłość od pierwszego wejrzenia. Klawiatura Bloody B810R trafiła w moje czułe serce domorosłego pisarza. 

Czy miałem jakieś założenia przy wyborze klawiatury? No tak. W zasadzie miałem. Chciałem, by była ergonomiczna. I ewentualnie, żeby przyciski chodziły kiedyś tak jak w Amidze. Bardziej chodziło mi o dźwięk niż układ, rzecz jasna. Jeszcze jednym pomysłem był pomysł by była podświetlana, ponieważ często piszę przy zgaszonym świetle. Czy moje nowe klawisze mają to wszystko? NIE:)

Nie zawsze dostaje się to co się chce

Od kiedy zacząłem pisać pierwsze opowiadania do szuflady marzyłem o maszynie do pisania. Z czasem, rzecz jasna to marzenie mi przeszło. Robisz błąd i już wszystko brzydko wygląda. Ale gdzieś tęsknota za „mechanicznym” brzmieniem tam sobie drzemała we mnie. Pamiętam, że przez chwilę miałem specjalny program imitujący maszynę do pisania na komputerze, choć nie stworzyłem na nim absolutnie niczego.

Gdy w moich dłoniach zagościło pudełko z Bloody B810R byłem zaintrygowany. Nigdy nie podobały mi się te wszystki minimalistyczne klawiatury, na których cisną zawodnicy w CS:Go. Nie wiem czemu, ale chciałem czegoś ergonomicznego. Zanim ją podłączyłem do gniazda USB przyjrzałem się jej dokładniej. Czcionka również mnie nie zachwyciła. A i D to jakieś dziwne cyberpunkowe wariacje, ale niespecjalnie czytelne. Ucieszył mnie natomiast brak przycisków pomocniczy po lewej stronie, ponieważ w poprzedniej klawiaturze je miałem i stale mi się myliły.

Klawiatura niczym maszyna do pisania

Wszystko się zmieniło po napisaniu pierwszego zdania. Serio. Po podłączeniu klawiatury ta rozbłysła całą feerią barw RGB i byłem w niemałym szoku, że ta fontanna kolorów mnie nie oślepiła. Przyciski była od razu bardzo czytelne – pierwsze wymaganie spełnione! Klawisze zastosowane w tym modelu to klasyczny mechanizm LK Optic Switch. Co mi to mówi? Nic! Serio. Nie potrafię wytłumaczyć złożoności tego elementu, ale powiem Wam jedno. Pisze się na niej po prostu bosko!

Przyciski są wysoko położone (niemal tak samo jak w mojej pamiętnej Amigusi), a podświetlenie robi robotę. Ale to co dla mnie najważniejsze, pisząc na niej mam wrażenie jakbym pisał na maszynie do pisania. I choć wiem, że to siedzi jedynie w mojej głowie, to podłączając inne „mechaniki” tego uczucia już nie miałem. Moje palce niemal pływają po tych klawiszach, a ich dźwięk nastraja mnie do tworzenia kolejnych akapitów. Po prostu melodia dla uszu.

Nie spełnia wszystkich wymagań, ale…

Jestem wrażliwy i emocjonalny. Bywa, że przypisuję jakieś uczucia przedmiotom bądź całymi latami wspominam jeden, miło spędzony wieczór. I chyba właśnie tak jest z tą klawiaturą. Widzę w niej jedynie zalety i choć zdaję sobie sprawę z istnienia wad, to mimo wszystko mi one nie przeszkadzają. A czy te klawisze mają wady? No jasne. Przede wszystkim są mega głośne – mi oczywiście ten dźwięk nie przeszkadza, ale mojej żonie już owszem. Mógłbym się starać pisać delikatniej, ale nie o to tu chodzi. Po prostu nie o to.

Nie da się też ukryć, że Bloody B810R nie jest klawiaturą ergonomiczną. A taką przecież chciałem. Nie szkodzi. W imię wyższych idei jakoś się przemęcze brakiem podkładki pod nadgarstki oraz wygięcia kilku przycisków. Przecież i tak tyle lat pisałem, na normalnych klawiszach i dawałem radę.

Najważniejsze w nowej klawiaturze jest to, że chce mi się z nią pracować. Właśnie dlatego, starczyło mi chęci i nastroju by napisać tą mini-opinię. Gdyby to był kolejny zakup, który jest potrzebny nawet bym o tym nie wspomniał. Ale czasami, powtarzam czasami, człowiek dokonuje zakupu, z którego jest po prostu bardzo zadowolony. I to jest właśnie ten przypadek. Bloody B810R to moja klawiatura – czuję się niczym ambasador tego kawałka plastiku. Co ważne. Jeden z moich kolegów, kiedyś mi opowiadał o myszce. Miał „swoją” myszkę. Żadna inna nie mogła się z nią równać. A gdy mu się zepsuła, kupił drugą. Taką samą. Nie rozumiałem tego. Teraz rozumiem. Nie wymienię tych klawiszy na żadne inne. A teraz wracam do pisania opowiadania – wszak minęło tyle czasu od ostatniego razu:)

PS. Gdy skończyłem przed chwilą pisać. To w pomieszczeniu zaległa taka cisza, że aż musiałem dopisać Post Scriptum;)

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *