Impact Winter – to mogła być taka dobra produkcja
Impact Winter otrzymałem od wydawcy dość niespodziewanie. W zasadzie, gdy kurier do mnie zadzwonił z pytaniem, o której będę to najpierw się zapytałem „czy jest to paczka za pobraniem”? Gdy w końcu rozpakowałem przesyłkę, naprawdę się ucieszyłem. Press-pack był ciekawy i dzięki niemu mój syn wzbogacił się o kompas przy plecaku, a ja o krzesiwo. A jak wypadła sama gra?
Nie będę udawał, że trochę trwało zanim do niej usiadłem. Miałem wtedy, pierwszoligowe tytuły na tapecie. A i pierwszy kontakt nie był udany. Powiem więcej. Gdybym miał wystawiać tej grze ocenę po pierwszych 15 minutach grania to wystawiłbym jej 1 i wyrzucił za okno. Na szczęście się przemogłem i odkryłem przyzwoity tytuł na ładnych parę wieczorów. Ale nie uprzedzajmy faktów. Gra zaczyna się bardzo słabo…
Ratunku! To nie działa…
Nie wiem czy pamiętacie awanturę z grą Driver 3? Jeżeli nie, to przypomnę. Wersja PC była tak niedopracowana, że szkoda gadać. Najlepsze kwiatki działy się z klawiszologią. Nie pamiętam dokładnie, ale sterować się nie dało ani klawiszami strzałek, ani WSADem. Przyciski były rozrzucone po całej klawiaturze. Niczym gdyby ktoś chciałby ją zamienić w wielki kontroler do flipperów. Paranoja. Rozpoczynając grę Impact Wintet czułem się podobnie. Sterowanie uniemożliwiało mi wejście w opcje, a później rozpoczęcie gry! Naciskałem klawisze myszki, entery, spacje i nic! Dopiero przycisk E mi pomógł. Rozumiecie?! Żeby wejść w Nowa gra musiałem nacisnąć E! Później nie było lepiej. Raz przycisk działał, raz nie. Wszystko było nieintuicyjne. Pomogło dopiero podłączenie pada od PS4. Nagle można było sterować w miarę stabilnie. W miarę.
Graficznie – jak w Wiedźminie 3
Hi hi hi. Pozwoliłem sobie na to nagłówkowe kłamstwo, bo naprawdę Impact Winter mocno mi zagrało na nerwach. A pewne podobieństwo z produkcją REDów jest! Mianowicie, gra która wyglądem plasuje się gdzieś w pierwszej dekadzie obecnego wieku, przycinała mi się niczym Wiedźmin 3! Serio. I nic nie mogłem z tym zrobić. Obniżyłem wszystkie ustawienia do minimum i to też nie pomogło. Gra nadal wolno chodziła, a sterowanie postacią działało z 2 sekundowym opóźnieniem. Można było się załamać na początku.
In 30 days, help is coming
Pojeździłem już po tej grze, to mogę zacząć prawić jej ograniczoną ilość komplementów. W 2015 roku w ziemię uderzyła kometa Monthu 235652. Jej uderzenie sprawiło, że praktycznie całą ziemię spowiła zima atomowa, czyli tytułowa Impact Winter. Z dziennika dołączonego do press-packa możemy się dowiedzieć, że wcielamy się w Jacoba Salomona – mężczyznę walczącego o przeżycie wśród arktycznych chłodów od ponad roku. 7 września 2016 roku trafia on do zrujnowanego kościoła, gdzie spotyka kolejnych czworo ocalonych. Jedna z tych osób znalazła i naprawiła robota. Robot nazwany przez grupę Ako-Light zaczął odbierać sygnał informujący o tym, że ratunek przybędzie za 30 dni. A naszym celem jest przeżycie w bardzo trudnych warunkach do tego czasu.
Oczywiście nie wiemy czy na pewno ratunek przybędzie, przecież cała ziemia pokryta jest lodem. A coś takiego jak podział na państwa już dawno jest nieaktualny. Ale z braku alternatyw bierzemy się do roboty i staramy się zorganizować bazę wypadową dla całej grupy. Zadanie to nie jest wcale takie łatwe. Dzięki mojej wrodzonej ignorancji nie czytałem komunikatów samouczka, dzięki czemu moja postać oraz cała grupa zmarła mniej więcej 10 dnia. Z braku pożywienia i wody pitnej. Zabawne, co? Nie do końca. Gra nie posiada żadnego praktycznego systemu zapisu gry. Gdy postać umiera, można kliknąć kontynuuj i wtedy produkcja cofa nas o parę godzin do tyłu by móc temu zapobiec. Problem polega na tym, że wtedy już zazwyczaj niewiele da się zrobić. Chcąc, nie chcąc (bardziej nie chcąc) musiałem zacząć od początku. A wystarczyło przygotować system zapisu co 5 dni na przykład. Koniec końców, nawet przyjemnie się gra wiedząc, że jak się umrze to trzeba zaczynać od nowa. Taka adrenalinka.
Uczę się na błędach, więc zacząłem dość wnikliwie czytać komunikaty samouczka. I bingo! Całość od razu nabrała smaku. Jako lider grupy możemy przeszukiwać miasto Nelson. A ze znalezionych zasobów konstruować urządzenia, które będą pomagać grupie. Np. ze znalezionych gratów jedna z postaci może przygotować specjalne urządzenie do przygotowywania wody ze śniegu. A to tylko najprostszy przykład, ponieważ ilość możliwości jest bardzo duża i naprawdę nie sposób wynaleźć i sprawdzić wszystkiego za jednym podejściem. Powiem tak, gdy w końcu udało mi się wytrwać te 30 dni, to było mi trochę smutno, że to już koniec. Nie rozwinąłem nawet połowy tego, co gra oferuje. Gdyby nie duża ilość innych tytułów to nie wahałbym się ani chwili, by grać od nowa. Duży plus!
Taki mamy klimat
Lubię gry, które dają możliwość grania po swojemu. I choć Impact Winter nie jest specjalnie skomplikowane to trzeba uczciwie przyznać, że daje taką możliwość. Czworo pozostałych ludzi specjalizuje się w określonych dziedzinach (patrz niżej), wykonując zadania dla każdej z nich rozwijamy ich możliwości. Mamy więc pełną dowolność, jeżeli chodzi o podejście do przeżycia. Mamy ochotę polować na zwierzęta i je zabijać – proszę bardzo. Będziemy bawić się w tułacza po pustkowiu zbierającego wartościowe przedmioty by później je sprzedać za pożywienie? Też można. Najważniejsze, że każda z dróg jakie obierzemy mają swój sens i mogą nam pomóc przeżyć.
Blane – jest Bearem Gryllsem tej gry. Zna się na przeżyciu w trudnych warunkach. Był żołnierzem służącym w Wietnamie.
Meggie – złota rączka naszej grupy. Jej tata miał warsztat samochodowy i tam się wychowała. Stąd jej umiejętności.
Wendy – wspaniała kucharka. Potrafi ugotować cztery porcje smacznych dań z byle czego. Kulinarny McGyver. A do tego, zna się na medycynie i potrafi przygotować również lekarstwa i przynęty na zwierzynę.
Christoph – to właśnie on znalazł i przeprogramował Ako-Lighta. Dzięki jego ulepszeniom robot może wzbogacić się o lepszy sonar, wiertło bądź przenosić większe ciężary.
Ciężko się błąkać po świecie skutym lodem. Na szczęście poza całkiem udaną grupą mamy do dyspozycji robota Ako-Lighta. Towarzyszy on nam cały czas i pomaga w wielu rzeczach. Przede wszystkim posiada sonar, dzięki któremu możemy odnaleźć najlepsze kąski. Po drugie ma reflektor rozświetlający mrok nocy oraz niezawodny świder. No i to on nosi nasz bagaż. Ako oczywiście można rozwijać, dzięki czemu jego statystyki będą coraz lepsze. Pamiętać trzeba jednak o mocy baterii. Ako sam się ładuje, ale tylko w kościele (to nasza baza wypadowa). Gdy bateria mu się wyczerpie w trasie, musimy wziąć go na plecy co spowalnia wędrówkę. Ale co najważniejsze, tracimy główny element nawigacji.
Rozgrywka jest ukazana w rzucie izometrycznym z pełnym 3D, ale głównie poruszamy się po zaśnieżonych terenach. Bardzo łatwo stracić orientację bez możliwości spojrzenia przed siebie. Mówiąc bardziej dosłownie. Tylko raz udało mi się szybko wrócić do kościoła z wyładowanym Ako. W pozostałych przypadkach musiałem się sporo naszukać by znaleźć drogę do domu. Pełen survival!
Właśnie w takich sytuacjach Impact Winter sprawdza się znakomicie. Autentycznie czuć klimat końca świata i tego, że zdani jesteśmy tylko na siebie. Jeżeli się zgubisz – umierasz. Nie możesz znaleźć żywności – umierasz. Nie masz wody – umierasz. Zima atomowa uzmysławia jak ciężko można żyć w takich warunkach a robi to w przystępny sposób.
Klimat buduje nie tylko autentyczny (w miarę) system. Ale również dźwięk. Choć osobiście podciągnął bym dźwięk dudniącego wiatru to mimo wszystko dźwięki i muzyka są w Impact Winter pierwsza klasa. Zwłaszcza muzyka skomponowana przez Mitcha Murdera. Ambientowe sample oddają całą pustkę przestrzeni tej produkcji. Ta gra polega na samotnych wędrówkach przez zaspy śniegu i muzyka idealnie z tym współgra.
Gorzkie żale przybywajcie…
I chciałbym skończyć swój tekst o Impact Winter właśnie na tych pięknych słowach o klimacie…, ale nie mogę. Tytuł posiada wiele błędów, uniemożliwiających ukończenie misji. Taki przykład. Chcesz naprawić radiolatarnię, masz potrzebny przedmiot. I nic z tego, ponieważ gra nie może wczytać skryptu. Inny przykład. Masz pomóc wędrowcowi znaleźć tobołki – znajdujesz je, dajesz mu. A on nadal o nie prosi, choć zadanie naliczyło Ci już punkty doświadczenia. Zadanie jest nie zaliczone mimo, że wszystko zrobiłeś dobrze. Takich kwiatków jest po prostu cała masa. Pomijam trudności w sterowaniu, kiepską optymalizację i problemów z zapisem stanu gry.
W pięciostopniowej skali dałbym takie 3 na szynach. Ale, jeżeli za jakiś czas. Twórcy naprawdę popracują nad tym tytułem i poprawią większość problemów to bez wahania dałbym mocne 4. Jest to tytuł pomysłowy. Jest to fajna gra. Ale ilość błędów ją mocno psuje. Spróbujcie za jakiś czas, jeżeli nie jesteście przekonani. Spróbujcie od razu, jeżeli zawsze chcieliście być Bearem Gryllsem.
Jeden komentarz
Pingback: