Architektura,  miejsca

Blow Up Hall 50 50 – z tego hotelu to niezła sztuka

Kiedyś mój kolega, zapalony miłośnik malarstwa wszelakiego stwierdził, że oglądanie obrazów na ekranie monitora to jak jedzenie ulubionego dania mając katar. Zgodziłem się z nim i od tamtej pory zaczęliśmy chodzić na wernisaże. On delektował się obrazami. Ja – co najwyżej darmowym winem. Piękne czasy. Jednak coś we mnie zostało z tego domorosłego smakosza. Zupełnie inaczej jest oglądać architekturę z bliska – osobiście, niż na ekranie komputera. Tym razem moje nogi zaprowadziły mnie do Poznania, a konkretnie do hotelu butikowego Blow Up Hall 5050 w kompleksie Starego Browaru. Gdy w lipcu 2011 roku pisałem pierwszy raz o tym hotelu uznałem je za miejsce elitarne. Może nie elitarne, lecz z pewnością na pewnym poziomie. I nie chodzi tutaj o ilość jacuzzi czy specjalnych masaży jakie jest w stanie nam zaoferować. Hotel dla ludzi, którzy lubią przebywać wśród pięknych przedmiotów i sztuki. Z drugiej strony, łatwo przekroczyć granicę kiedy prestiż i elegancja może przeistoczyć się w snobizm i nadęcie.

Blow Up Hall 50 50 – bez nadęcia

To była moja największa obawa związana z tym hotelem. Na szczęście zupełnie nieuzasadniona. Od momentu kiedy przekroczyłem zaokrąglone drzwi w holu wejściowym i czekałem aż biurokracja (dodam, iż zupełnie niewidoczna) meldunkowa zakończy swoje działanie, nie odniosłem wrażenia nadęcia. Jakiejś dziwnie wykreowanej atmosfery. Popijałem sobie kawkę przyglądając przeszklonemu dachowi majestatycznie łączący budynek Starego Browaru z hotelem i czułem się… komfortowo.

Sklepienie hotelowego baru. Dawniej była tu suszarnia chmielu
Sklepienie hotelowego baru. Dawniej była tu suszarnia chmielu

Pomysł, aby zaadaptować miejsce między dwoma budynkami, do jakiegoś konkretnego celu był naprawdę trafiony w dziesiątkę. Z tego co się dowiedziałem, był to odgórny pomysł Grażyny Kulczyk. Pozazdrościć wyczucia. Hol położony w takim miejscu mógłby przytłaczać, ponieważ z jednej strony mamy hotelowe okna oraz wysoką konstrukcję samego budynku, ale za to z drugiej strony witają nas gołe mury o nie mniejszej wysokości. Majestatyczne i z miłym ceglanym wzorem, ale jednak to niczym nie ozdobiona ściana. Ale, tak się nie dzieje. Nie ma przytłoczenia. Czujemy, że cała przestrzeń jest paradoksalnie otwarta. Dzięki podcieniom po jednej i drugiej stronie albo dzięki pewnej konsekwencji w niesymetryczności? Może swobodnie płynący fioletowy dywan? Ciężko powiedzieć. Ale, nie grozi nam atak klaustrofobii.

Pokoje bez numerów

Po schodach prowadzących wyżej trafiamy do pomieszczenia, które jest barem oraz jedynym miejscem w hotelu gdzie można palić. To jest zabawnie logiczne, ponieważ kiedyś była tam stara suszarnia chmielu. Czy może być więc lepsze miejsce na opary nikotyny? Charakterystyczne dla niego jest z pewnością wysokie, ceglane sklepienie. Siedząc na stylowych fotelach bądź hookerach przy barze, spoglądając w górę czujemy się jak na powierzchni soczewki, która skupia się na nas. Jakby to właśnie budynek przyglądał się nam, a nie na odwrót.

Podczas przyjemnego wieczornego drinkowania, ten lekki dreszczyk na plecach jest niezwykle przyjemny. A sala nabiera dwuznaczności jaką powinno mieć takie miejsce. W drodze do swojego pokoju mijamy fantastyczne dzieło Rafael’a Lozano-Hemmer’a, które dostarczyło mi wiele radochy. A gdy znajdziemy się na korytarzu bezpośrednio prowadzącego do danej jednostki hotelowej możemy przez chwilę poczuć się zagubieni. Dopiero dołączony do meldunku iPhone wskazuje nam drogę, ponieważ na drzwiach nie ma żadnych numerków. Może to wprowadzić element zagubienia, zwłaszcza dla kogoś, kto nie umie obsługiwać smartphone’a. I właśnie to pozorne uczucie. Bo z drugiej strony, brak oznakowania pokoi nie wali w mordę hotelowym blichtrem. No, bo jak? W domu macie numerki przy drzwiach do pokoju?

Suite Boutique

Gdy wszedłem do swojego pokoju, byłem mile zaskoczony. Co prawda, nie miałem wpływu na jego wybór (większość i tak była zajęta), ale trafiłem na ten, który mi się podobał najbardziej. Suite Boutique okazał się roomem idealnie dopasowanym atmosferą do moich preferencji. Ciemna aranżacja. Srebro, brąz i fiolet. Piękne połączenie kolorów. Na podłodze ciemne drewno, bardzo ciepłe w „dotyku”, a na oknach ciężkie zasłony. Dodam, iż rozstawione panoramicznie, dzięki czemu zasłaniamy nie tylko okna, ale całą ścianę. Do nich wrócimy jeszcze później. No i łazienka z toaletą. Wszystko eleganckie, nie powiem. Wanna, choć wydawała się niewygodna, po napełnieniu ciepłą wodą nabrała komfortu. Co by nie mówić. Pierwszy raz oglądałem Władcę Pierścieni w tak luksusowych warunkach! Tak, telewizor znajdujący się przy łóżku można obracać, dzięki czemu oglądanie TV z łazienki nie przysparza problemów.

Wracając do zasłon. Gdy następnego dnia się obudziłem, nie wiedziałem dokładnie czy jest noc czy dzień. Ciemny wystrój połączony z zasłoniętymi zasłonami, oraz śniegiem leżącym na szklanym dachu tuż nad głównych holem (miałem pokój z widokiem na hol) stworzył dla mnie iluzję nocy, choć był już prawie środek dnia (czyli jakaś 8:30). Prawie spóźniłem się na śniadanie.

Restauracja znajduje się na parterze jest przyjemna w odbiorze. Jej podłużny kontur jakby wyciągnięty w stronę miasta otwiera się przyjemnie podczas posiłku na zewnątrz. Sufit ulokowany dość wysoko nie zaburza tego zjawiska, a umiejscowienie wszelkich rur i innych instalacji nadaje trochę drapieżności w kontruderzeniu z raczej minimalistycznym wystrojem. Podkreślonym jedynie bardzo ładnymi żyrandolami. Naprawdę mi się spodobały.

Stary Browar w Poznaniu

Ich faktura oraz kształt trafiły mnie tak samo jak fotografie wykonane przez Patricka Tourneboef. Tak między nami mówiąc, zachwalam także kuchnie w Blow Up. Tak dobrego śniadania nie jadłem już dawno. Nie wiem czy mój posiłek przygotowywał sam Tomasz Trąbski, ale smakował wyśmienicie. Mój pobyt w Blow Up Hall 5050 nie ograniczył się jedynie do hotelu, jednak tym razem chciałem się podzielić jedynie tym doświadczeniem.

Z pewnością przybliżę wam także sylwetkę Starego Browaru. Ale, to za jakiś czas. Aż sesja dojdzie do końca, a ja będę wolny niczym ptaszyna na niebie (przez jakieś dwa dni). A Wy gdzie chcielibyście pojechać, żeby nacieszyć oczy architekturą? Gdybyście mieli taką okazję. Ja osobiście celowałbym w Gdańsk, Florencję i Barcelonę.

Za pomoc w realizacji tej notki dziękuję Jakubowi Krzewinie z Blow Up Hall 5050 oraz Marcie Kabsch z Fundacji Art Stations.

Pozdrawiam także pana ochroniarza ze Starego Browaru, który z prawdziwą troską zaproponował pomoc, gdy leżąc na plecach w głównych holu robiłem zdjęcia sufitu. Został pan moim pozytywnym bohaterem dnia!:)

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *