gaming

Jak schudłem dzięki grom komputerowym – 30kg w dwa lata

Pora uderzyć na moim blogu w nieco bardziej osobiste tony. Powiedzmy, że ta notka jest kolejną sesją terapeutyczną… Musicie wiedzieć, że byłem bardzo otyłym nastolatkiem. Ale z tematyką bloga łączy to jeden fakt. Dzisiaj dowiecie się Jak schudłem dzięki grom komputerowym.

Przeczytajcie jak schudłem dzięki grom komputerowym

Jest maj bodaj 2002 roku. Mając jakieś 175 cm wzrostu ważę 100 kg (nie wiem dokładnie ile, bo bałem się ważyć). To ile konkretnie wynosi moja waga nie jest istotne, bo gołym okiem widać, że mam problemy z otyłością. Czerwiec 2008 – ważę 64 kg i jestem aktywnym nastolatkiem. Jak do tego doszło? Wszystkiemu tak naprawdę winne gry komputerowe.

Następny akapit mogą odpuścić sobie osoby otyłe – one wiedzą jak to jest. Jeżeli natomiast czytelniku Twoja waga jest w normie bądź masz nadwagę – przeczytaj. Jeżeli nie zmienisz swoich nawyków czeka Cię to co mnie. Jak to jest być grubym? Nie czarowałbym że byłem otyły, puszysty, przy kości czy cokolwiek innego. Przez wszystkie lata nauki w gimnazjum, chyba nikt się do mnie tak nie odezwał. Za to mówili grubas, świnia, pyza itp..

Jak to jest być grubym (wspomnienia)

Wyobraźcie sobie, że męczycie się idąc po prostej ulicy. Albo że w chłodny dzień jesteście mokrzy od potu zaraz po wyjściu z domu. Nie jesteście w stanie biegać (raz usiłując biec za bardzo się pochyliłem i przeważyła mnie moja waga – zaliczyłem spektakularny upadek na oczach całej szkoły), macie problemy z oddychaniem, macie problemy z koncentracją. Macie poodparzane pośladki, miejsca pod kolanami czy pod szyją. Czasami do krwi – zwłaszcza w gorące dni.

Na tym zdjęciu mam 6-7 lat. Jestem szczupły jak patyk.

A z takich jedynie międzyludzkich efektów. Musicie liczyć się z wielokrotnym poniżaniem w ciągu dnia, brakiem zainteresowania ze strony drugiej płci i pełnymi szyderstwa uśmiechami gdy sięgacie po kanapkę. Generalnie nie jest fajnie. Pod względem zdrowotnym i psychicznym najprawdopodobniej jesteście sporo poniżej normy. Ja tak miałem. Boicie się wychodzić z domu, unikacie jak ognia lekcji WF-u, smutki zajadacie i koło się zamyka. Moje koło trwało kilka lat i przerwały je dopiero gry komputerowe. Oto jak to się stało.

Jeszcze jestem gruby

Mamy początek roku szkolnego. Właśnie trafiłem do gimnazjum – jak tam jest, wie każdy kto tam był. Nie jest lekko. Nowe towarzystwo, walka o to żeby nie być tym najgorszym. Ciężko jednak wygrać taki pojedynek będąc grubym. Ja mam szczęście. Jestem wesołym chłopakiem i potrafię żartować z siebie (choć robię to tylko po to, żeby wszyscy mi dali spokój – w rzeczywistości nie jest mi łatwo a każde słowo na mój temat bardzo mnie rani) i mam dwóch kolegów.

Oni nie zawsze stają w mojej obronie. Czasami również się ze mnie nabijają, ale kiedy sytuacja nabiera niebezpiecznych rumieńców (próba wbicia cyrkla w oko – zobaczymy, co się stanie) reagują. Działa to w obie strony. Kiedy mogę też reaguję. Mimo to, nie jest łatwo. Na WF-ach jest jakiś horror. Radzę sobie coraz gorzej.

Około roku 2002. Mam mniej więcej 14 lat, a ważę tyle ile dorosły mężczyzna.

Rozładowania emocji szukam w jedzeniu. Jak każdy się może domyślić, nie jest to wcale najlepsze rozwiązanie. W końcu dostaję swój pierwszy komputer (na który odkładałem długo pieniądze). Od dawna jestem zapalonym graczem, ale moja dotychczasowa Amiga 500 jest jednak eksponatem muzealnym w porównaniu do maszyn kolegów.

Mój pierwszy komputer to prawdziwa bestia w porównaniu do Amigi. Pierwsze gry to GTA2, Colin McRae Rally i demo Desperados na 15′ calowym monitorze CRT. Jestem w niebie! W końcu mam komputer. Spędzam sporo godzin grając na komputerze, ale nie wpływa to dobrze na moja tuszę. Nadal jestem gruby, a waga się zwiększa. Przecież całe dnie siedzę i jem grając na kompie.

Nadeszła zmiana

Zmiana nadeszła na przełomie 2002/2003 roku. Wtedy do jednego z czasopism z dyskobolem na okładce dodano dwie gry, które zmieniły mnie nie do poznania.

Tony Hawk Pro Skater 2 i 3. To gry, w których jeździ się na deskorolce. No i w zasadzie tyle. Nie ma tam nie wiadomo czego –  kto grał ten wie. Oba tytuły przechodzę na 100% stając się mistrzem kręcenia trików na klawiaturze. Spędzam z nią masę czasu poznając kulturę skejtów i słuchając punkowych kawałków z soundtracka.

Po kilku miesiącach grania w obie gry dochodzę do wniosku, że też chcę spróbować jeździć na desce. Na komputerze jest to łatwe i wydaje mi się, że w realu będzie podobnie. Tylko moja waga. Będę na deskorolce wyglądał jak wielki kotlet mielony na kółkach. Myślę nad tym kilka tygodni. W końcu… proszę mamę by kupiła mi deskę. Ona mocno zdziwiona mówi, że ok. Za pierwsze wolne środki sponsoruje mi deskę i prosi żebym się na niej nie zabił.

Zmiana nawyków

Od tego momentu mój dzień wygląda mniej więcej tak. Idę do szkoły. Wracam – jem obiad (albo i nie, bo nie mogę się doczekać jazdy), idę na deskę. Wracam wieczorem i siadam do grania jedząc kolację. Moja dieta się nie zmieniła (choć odstawiłem chipsy – nie miałem czasu ich jeść). Całe moje życie na tym etapie to jazda na desce i granie w Tony Hawk Pro Skater 2,3 bądź 4.

Jazda na deskorolce okazuje się strasznie trudna. Najwyraźniej nie mam do niej zdolności. Jestem nadal otyły, a triki mi nie wychodzą. Staram się jeździć w jak najciemniejszych miejscach, gdzie nikt nie może mnie zobaczyć. Jest mi wstyd, że nie wychodzi mi absolutnie nic. Ale próbuję dalej.

Gdy mam zamiar się już poddać, bo efekty nie są tak spektakularne jak w grach – odkrywam coś niesamowitego. Jestem szczuplejszy. W ciągu roku z kawałkiem zrzuciłem kilkadziesiąt kilo. Wszystkiemu winne gry komputerowe i zakochanie się w klimatach skejterskich. Dopiero po kilku latach zdałem sobie sprawę, że ograniczenie chipsów oraz stała aktywność fizyczna przyniosły takie spektakularne efekty.

Nie zmieniłem diety – nie miałem osobistego trenera. Schudłem dzięki pasji do jazdy na deskorolce i gier z serii Tony Hawk. Od tamtego czasu minęło ponad prawie 15 lat – a ja nadal jestem szczupły. Zmieniam tylko co jakiś czas aktywność fizyczną. Deskę zamieniłem na grę na perkusji, później perkusję zamieniłem na bieganie i rower… w ostatnim roku bardziej skłaniam się ku siłowni i basenowi. Ale jednego jestem pewien. Brak ruchu fizycznego prowadzi do otyłości.

Każda osoba zmagająca się z otyłością powinna poszukać takiej aktywności dla siebie. Żeby nie było to wymuszanie na sobie. To po prostu trzeba chcieć robić. Tym czymś może być jazda na rowerze, lekkoatletyka, taniec czy rolki. Gdyby nie gra Tony Hawk Pro Skater być może nie odkryłbym czegoś takiego co umożliwiłoby mi taką radość z ruchu.

Doskonale wiem, że od czegokolwiek byście nie zaczęli początki będą trudne, ale jeżeli będzie się Wam to podobać… na pewno się nie poddacie. A jeżeli tak? To spróbujcie z czymś innym. Inny sport. Inne hobby wymagające ruchu. Nawet nie będziecie musieli zmieniać diety – choć to pewnie też by pomogło.

Nie poddawajcie się

Na koniec chciałbym jeszcze wtrącić nieco prywaty. Otyłość zostaje w głowie. Ja nadal uważam się za grubą osobę i ciągle myślę, że mam za duży brzuch. Była taka sytuacja parę lat temu, gdy wysiadałem z metra. Jakiś koleś krzyknął za moimi plecami „ej gruby!” do jakiegoś swojego znajomego, ale to ja się obejrzałem. Myślałem, że ktoś mnie woła, a przecież byłem wtedy już zupełnie szczupłym mężczyzną. Rozumiecie? To zostaje w głowie.

Zdjęcie z około 2010 roku – ważę niemal połowę tego co ważyłem. A jestem wyższy o 5 cm. Jak bardzo jestem szczupły można poznać po rękach.

Bardzo bym chciał też podziękować mojemu nauczycielowi od WF-u. Był to emerytowany żołnierz. Nie umiał niestety obcować z dziećmi. Doskonale pamiętam, jak podczas biegania na ocenę (mieliśmy przebiec kilometr na czas, czy coś takiego) gdy zobaczył mnie z poziomu mety to zaczął krzyczeć przy wszystkich „ruszaj się ty pyzo mazowiecka”. Ktoś mógłby powiedzieć, że to bulwersujące. Że tak nie powinno być. I pewnie ma rację, bo takie słowa od nauczyciela mogą złamać.

Ale musicie wiedzieć, że biegnąc na ocenę – mój wynik (mimo ogromnych starań, prawie płuca wyplułem) – nie dawał mi nawet dwójki. Nauczyciel, ten który na mnie krzyczał – wystawił mi pozytywną ocenę. Powiedział mi później, że obserwował mnie cały czas. Że trzymał kciuki bym nie zwolnił, bym biegł. Że ta ocena jest za to, że się nie poddałem. I żebym nigdy tego nie robił. I tak było z każdym sprawdzianem czy to z gimnastyki (widzieliście kiedyś grubasa stojącego na rękach? żałujcie), gry w koszykówkę czy biegów.

Za każdym razem gdy widział, że naprawdę starałem się wykonać ćwiczenia najlepiej jak potrafiłem – doceniał to. Z czasem moje oceny z WF-u zmieniły się z 2 na 3. Później na 4. By w ostatniej klasie gimnazjum mieć 5 z WF.

Rok 2017. Moja waga osiąga 75 kg. Nie jestem ani za gruby ani za chudy. Tak jest nadal dzięki siłowni i basenowi.

Oczywiście, każdy dietetyk powie, że bez diety nie da rady. A każdy trener doda, że bez ćwiczeń nic się nie osiągnie. A prawda, moim zdaniem jest gdzieś pomiędzy. Osoby, które mają problemy z otyłością na pewno muszą zacząć się ruszać, uprawiać jakąś aktywność fizyczną.

Powinny również zadbać o to co jedzą. Ja miałem to szczęście, że w moim przypadku wystarczyło wykluczyć podjadanie między posiłkami i zrezygnować z chipsów – plus aktywność fizyczna. U kogoś innego mogą być to bardziej radykalne zmiany w odżywaniu. Ważne by zacząć coś robić. 

PS. Trochę to głupie, ale mam niewiele zdjęć z „tamtych grubszych dni”. Nie znosiłem gdy ktoś mi robił zdjęcia. Może właśnie wtedy zacząłem robić fotki budynkom i panoramom? Nie wiem, ale do dzisiaj nie przepadam jak ktoś mi robi zdjęcia. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *