Uncategorized

Archiweek #4 Indiana Jones i czy kiedyś było lepiej?

Nie przepadam za oglądaniem filmów i seriali. Zdecydowanie bardziej wolę czas wolny przeznaczyć na gry komputerowe. Ale to temat na kiedy indziej. W niedzielę ponownie skusiłem się na tą rozrywkę będąc bardzo zmęczony. Mój wybór padł na Kryształową Czaszkę.

Indiana Jones – bardzo me gusta

Nie wiem czy lubicie Indiana Jonesa. Ja na przykład lubię. I to bardzo. Harrison Ford pomimo wszystko, zawsze będzie dla mnie dzielnym archeologiem, a nie np. Hanem Solo (sorry Han). Pierwsze trzy części obejrzałem jako dziecko u dziadka na kolanach na TVP 1. W każdy kolejny piątek puszczali następną część, a ja czekałem. Nie muszę dodawać, że wtedy trzecia część mnie zupełnie wgniotła w fotel.

Kryształowa Czaszka i tak dalej

Na czwartą część szedłem do kina pełen obaw, ale również nadziei. Hej! Przecież wrócił Indi! Niestety, wyszedłem rozczarowany. Ten numer „z lodówką”, sowieci i finał (nie będę spojlował, choć jestem przekonany, że każdy kto miał obejrzeć to już to zrobił) spowodowały we mnie smutek. Że to już nie to samo, że to nie tak zrobione.

Ale, wiecie co? Tak się złożyło, że w czasie tych wakacji obejrzałem ponownie trylogię i postanowiłem dać czwartej części szansę. Ona naprawdę daje radę! To ten sam Indi. Tylko starszy. Bez towarzyszącego Marcusa (choć nawiązanie do niego się pojawia i jest całkiem znośne) i Sallaha. Film się nie zmienił, to ja się zmieniłem. Jestem mnie zdeterminowany by powtarzać, że kiedyś było lepiej. Od dawna powtarzam, że po prostu kiedyś było inaczej. I gdy następnym razem ktoś w mojej obecności powie, że Indii skończył się na części trzeciej będę bronił czwórki. Jest w niej wszystko co powinno być w IJ. Akcja, przygoda, archeologia, humor i przede wszystkim lanie się po buziach bez przesadzonych efektów specjalnych.

The Young Indiana Jones Chronicles – produkcja na NES-a.

Ale że to jednak blog o grach, to i tutaj mam sporo do powiedzenia! Pierwszym tytułem w jaki grałem z Indim w roli głównej to wydana na NESa produkcja The Young Indiana Jones Chronicles. Nie pamiętam jej zbytnio, ale pamiętam, że w pierwszej chwili nie bardzo wiedziałem o co w niej chodzi. O tym, że przedstawia młodość archeologa zdałem sobie sprawę dopiero w drugiej planszy*.

Indiana Jones and the Infernal Machine

Później było lepiej! Kilka lat później na warsztat wziąłem Indiana Jones and the Infernal Machine. Nie ma co ukrywać, że ta produkcja powstała dzięki OGROMNEMU zainteresowaniu grami z serii Tomb Raider. Ale pomijając to, był to naprawdę porządny tytuł! Przede wszystkim, rozgrywka była bardzo gustownie wybalansowana. Warstwa przygodowo-logiczna była przeplatana z elementami strzelania nie gorzej niż w serii Uncharted. Serio! Jak na tamte czasy i technologię naprawdę ktoś myślał nad tym co robią.

Najbardziej kwadratowy Indiana. Indiana Jones and the Infernal Machine

A wracając do zagadek, to nie będę ukrywał że w wieku mniej więcej 13-stu lat parę razy naprawdę mocno ugrzęzłem. Ale z najciekawszych „ficzerów” wspominam POJAZDY! Tak. Na niektórych planszach Indiana mógł sterować dżipem albo pontonem. Ten drugi zresztą mógł rozłożyć w dowolnym miejscu rzeki. Myślę, że ta gra przegrała finansowo z Larą tylko z powodu animacji. Cóż. Indii z Larą równać się nie mógł.

Kiedyś było lepiej?

Ale dlaczego najbardziej zapamiętałem tą część? Przez egzemplarz gry! Nawet mnie nie pytajcie skąd ją miałem. Pojęcia nie mam! Była to ładnie zafoliowana płyta CD z nadrukiem (klasa!) i papierowym etui. Tak. Dobrze się domyślacie. To był pirat. Ale pamiętajcie, że ta gra była wydana jeszcze w latach 90-tych. Jestem wrogiem piractwa, ale wtedy było trochę inaczej. To, że tytuł był ładnie opakowany to nic! Ona była nawet przetłumaczona na polski! Ekhm. Taki trochę polski. Indiana mówił z silnym rosyjskim akcentem i niektóre jego kwestie pamiętam do dzisiaj. Najbardziej tą, gdy Indii chciał poruszyć głaz a już nie było miejsca, postać gracza mówiła mniej więcej coś takiego: „Uuu. Nie ma miejsca na manewrów”. Wiecie, co? To jedna z cieplej wspominanych przeze gier.

Indiana Jones and the Emperor’s Tomb

Raptem cztery lata później ukazał się Indiana Jones and the Emperor’s Tomb. Nie tylko ja wtedy wiązałem z tą grą duże nadzieje. Pamiętam podekscytowanie recenzenta z czasopisma CD-Action, zwłaszcza że w materiałach udostępnionych wcześniej zapowiadało się całkiem nieźle. I co, mogę powiedzieć? Jest z nią chyba tak, jak z Kryształową Czaszką. Gdy ją wspominam, to uważam że została oceniona za surowo. Miała swoje bardzo przemyślane i ciekawe elementy. Strzelanie wspominam całkiem dobrze, broń miała swoją siłę. Był oczywiście bicz (w Infernal Machine również był), ale też cała masa broni białej, którą Indi mógł walczyć. Bójki były zrealizowane całkiem w porządku. Wszystko dzięki realistycznym animacjom. I jak wspominałem wcześniej, do tych potyczek mógł użyć również maczet, mieczy, wideł czy co tam jeszcze się znajdzie. No i pasek życia uzupełniany poprzez picie wody z bukłaka był super pomysłem!

Bójki były naprawdę fajne – Indiana Jones and the Emperor’s Tomb

W te wszystkie przygodówki z Indim, które są tak wychwalane jednak nie miałem przyjemności zagrać, choć słyszałem wiele dobrego. I raczej już nie zagram. Sorry, ale powrót do takich starych gier to chyba nie moja bajka. Lubię pograć w coś w co już kiedyś grałem, ale grać w coś w co jeszcze nie miałem przyjemności sprzed 20 lat. Chyba po prostu nie umiem.

Koniecznie dajcie znać, czy takie niezwiązane z architekturą notki Wam nie przeszkadzają na blogu. Mi sprawiają sporo przyjemności. Przecież o grach mógłbym gadać bez końca:)

* I to też tylko dlatego, że dziadek kupił mi parę dni wcześniej komiks z tej samej serii.

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *